sobota, 23 listopada 2013

Rozdział pierwszy

Myślę cały czas o zdaniu wypowiedzianym przeze mnie 10 lat temu, kiedy byłam jeszcze dzieckiem. Mama wieczorem kładła mnie spać, a ja jak zwykle gadałam co mi ślina na język przyniesie i z moich ust wypłynęły słowa, których nikt nie zrozumiał. Brzmiało to: Mamusiu, kiedyś na pewno tam pojadę i zobaczę wszystko na żywo.
Od małego fascynowały mnie obce kraje i zawsze kiedy zdmuchiwałam świeczki na torcie urodzinowym, myślałam żeby kiedyś tam pojechać. Teraz kiedy siedzę w samolocie i czekam na start nie mogę odgonić od siebie myśli, że to wszystko było zaplanowane. Spełnienie moich niewypowiedzianych marzeń. Mam wrażenie, że to było ustawione zanim jeszcze się urodziłam. Teraz mam 17 lat i moje podejście jest zupełnie inne od tego kiedy miałam 7. Dalej fascynuje mnie życie arabów, ale nie jest już to samo co wtedy. Jest to dla mnie początek spełnienia marzeń, ponieważ kulturoznawstwo jest studiami, na które zawsze chciałam iść. Siedząc teraz w tym miejscu uważam, że to jest dla mnie po prostu przygotowanie do studiowania tego kierunku, zgłębienie tego co mnie nurtuje. Nie jestem pewna czym to było dla mnie kiedy byłam dzieckiem, ale wydaje mi się, że po prostu chciałam zobaczyć jak żyje „ciarny ćłowiek”.
Nie wiem dokładnie czego mam się spodziewać przez ten pobyt. Mam zarezerwowany i opłacony hotel na cały miesiąc, ale mama obiecała mi, że jeśli będę chciała to zostanę dłużej. Moim celem jest zobaczyć życie hotelowych animatorów, ale też ludzi z ulicy, handlarzy czy innego rodzaju personelu hotelowego. Chcę zobaczyć jak bardzo to wszystko różni się od naszej Polski i czy plotki o arabach są prawdziwe. Moim celem jest hotel w Tunezji w miasteczku Hammamet, ma on 3,5 tunezyjskiej gwiazdki, więc nie jest jakiś specjalnie luksusowy i właśnie o to mi chodzi.
Samolot sunie po płycie lotniska w stronę pasa startowego, a nad naszymi głowami zapala się lampka z prośbą o zapięcie pasów. Jestem już od paru minut gotowa do startu, więc niezbyt się tym przejmuję. Mam szczęście, bo dostałam miejsce przy oknie. Patrzę znudzona jak coraz bardziej przyspieszamy podchodząc do startu aż wreszcie odrywamy się od ziemi i zaczynamy naszą trzy i pół godzinną podróż na lotnisko w Enfidzie. Po kilku minutach zapadam w głęboki sen. Budzi mnie dopiero wiercący się mocno mój sąsiad, który szykuję się już do wyjścia. Kurde, przespałam cały lot! Wstaję pospiesznie, wyciągam mój bagaż podręczny i udaję się w kierunku wyjścia. Miłe jak zawsze stewardessy mówią mi do widzenia, a ja udaję się coraz bliżej przygody mojego życia. Idę żeby odebrać bagaż, a potem do autokaru biura, z którego tu przyleciałam. Oczywiście kolejna bardzo miła osoba, czyli nasza rezydentka opowiada nam o Tunezji i naszych hotelach po czy udajemy się w ich stronę. Mój ma być czwarty. Wiercę się cała na miejscu ciesząc się, że nikt nie usiadł obok mnie. Jestem tak podniecona, że kiedy przyjedziemy do hotelu to pomimo, że będzie godzina piąta, a ja spałam tylko w samolocie, chyba nie położę się spać. Nie dam rady zasnąć z myślą, że moje dziecięce marzenia się spełniły, a przez najbliższy miesiąc będę mogła podziwiać ten piękny kraj i tych fascynujących mnie ludzi. Podróż wydaje mi się ciągnąć w nieskończoność pomimo, że jest to pół godziny. Zniecierpliwiona wysiadam przed moim hotelem i idę do recepcji. Pan pracujący w niej i to jeszcze o tej porze również jest miły. Wypełnia kartę hotelową zgodnie z moim paszportem i prowadzi do pokoju. Nie jest on idealny, ale czego można się spodziewać po 3,5 gwiazdki w Tunezji. A poza ty nie przyjechałam tu żeby siedzieć w pokoju. Dziękuję mu za towarzystwo i idę od razu pod prysznic. Z niechęcią wędruję do łóżka, bo nie wiem co mam robić przez najbliższe dwie-trzy godziny. Pomimo tego co myślałam od razu zapadam w sen i śnię o miłym panu z recepcji i podróży.
Rano budzę się jeszcze bardziej zmęczona niż byłam przed kilkoma godzinami. Wstaję szybko ze świadomością, że już tu jestem i będę mogła robić co będę chciała. Myję się i ubieram w kostium kąpielowy oraz przewiewną, plażową sukienkę na ramiączkach. Biorę krem z filtrem, klucz od pokoju, ręcznik i idę zacząć moją misję życiową.
Mijam recepcję, a tam dalej stoi ten sam pan, który mnie w nocy przywitał. Wymieniamy kilka zdań i idę dalej. Wychodzę na wielki taras, na którym stoją stoliki, każdy z czterema krzesłami, a po mojej prawej znajduje się bar. Zaraz za barem skręca się na stołówkę, gdzie od razu idę, bo jestem głodna jak wilk. Poznawanie tutejszych ludzi może poczekać. Kiedy wchodzę do dużego pomieszczenia, które pachnie wieloma różnymi rzeczami od razu wiem dlaczego. Cała stołówka to jeden wielki szwedzki stół. Są tam naleśniki, jajka, ryż z mlekiem, croissanty, ciastka z czekoladą, popcorn, płatki, sery, wędliny, pomidory, jajecznica i mnóstwo innych smakołyków. Mój brzuch od razu o sobie przypomina, a ja zaczynam pierwszy dzień od zjedzenia kilku malutkich naleśników, miski czekoladowych płatków z mlekiem i kawałka arbuza. Wszystko jest inne niż polskie, lepsze po prostu, a arbuz o niebo słodszy. Najedzona wstaję od stolika i sparkiem idę nad basem. Nie docieram tam od razu, bo na mojej drodze staje animator. Wydaje się być bardzo miły i zaprasza mnie na aerobik, który będzie osobiści prowadził. Obiecuję mu, że przyjdę tylko odłożę moje rzeczy na leżak, w końcu nie przyjechałam tutaj gnić nad basenem. Zostawiam ręcznik i krem na pierwszym wolnym leżaku, proszę kogoś leżącego obok żeby czasem zerknął czy ktoś mi ich nie zabrał po czym udaję się w miejsce wskazane przez animatora.
Jest to niewielki zadaszony kawałek oddzielony od trawnika z podłożem z betonu pomalowanym na niebiesko. Na brzegu stoi jeden głośnik, z którego już uwalniają się ciche dźwięki jakiejś nieznanej mi melodii. Podchodzę do prowadzącego, który siedzi na podwyższeniu i zaczynam rozmowę:
-Cześć. Czemu tak siedzisz? Nie miałeś prowadzić aerobiku?
Przez chwilę patrzy na mnie zmieszany i ostrożnie odpowiada:
-Niby tak, ale jak widzisz-pokazuje ręką przed siebie- nie ma za dużo chętnych. Jesteś jedyna, bo większość ludzi jeszcze śpi, a tych którzy są nie jestem w stanie zachęcić do przyjścia tutaj, bo...bo mnie nie lubią.
Kiedy kończy swoją wypowiedź spuszcza głowę i wraca do przeżywania w ciszy swojej prywatnej przegranej. Jednak ja nie mam zamiaru dać za wygraną i kontynuuję.
-I co? Masz zamiar się poddać? Może i nie chcieli parę minut temu, ale zawsze mogą zmienić zdanie. Przestań mi się tu mazać i wstawaj, pójdziemy razem poszukać chętnych.
Po tych słowach łapię go za rękę i ciągnę, a on ze zdziwioną miną wstaje i powoli się za mną wlecze. Sama nie bardzo jetem pewna co robię, bo nie mam o tej pracy zielonego pojęcia, ale widzę, że on też wie niewiele więcej ode mnie. Idziemy nad basen, a ja idąc za przykładem chłopaka, który wcześniej zbierał na Water polo zaczynam krzyczeć najgłośniej jak umiem:
-Aerobik! Zapraszamy na aerobik!
Podchodzę do najbliższych leżaków i zaczynam recytować wcześniej uformowany w głowie tekst:
-Cześć-tak się witam, bo słyszałam, że animatorzy tak robią- Za 10 minut rozpocznie się aerobik z tym animatorem. Nie chcieliby państwo przyjść?
Odpowiedź dostaję w języku polskim, a do mojej głowy wpada pewien pomysł
-Na prawdę bardzo mi zależy żebyście przyszli. On dopiero zaczyna pracę jako animator i nie ma tej pewności siebie, którą mają ci bardziej doświadczeni. Przyszlibyście żeby sprawić mu przyjemność i dodać tego czego mu brakuje. Za 10 minut będzie tam na was czekał gotowy do wymęczenia trochę. Poza tym na urlopie też możemy się trochę poruszać.
Posyłam jej najweselszy z moich uśmiechów i nie żegnając się odchodzę do następnych leżaków. Pewna swojej taktyki za każdym razem kiedy słyszę język polski zaczynam tą samą gadkę o dodaniu pewności siebie. Kiedy zakończyliśmy rundkę na około basenu zobaczyliśmy, że moje wysiłki się opłaciły.
Koło wyznaczonego miejsca czekało około trzydziestu kobiet i kilku mężczyzn. Powiedziałam chłopakowi, że się udało i ruszyłam razem z nim w stronę czekającego tłumu. Żeby dodać mu otuchy, pomimo zmęczenia wywołanego zbieraniem chętnych, zostałam na ćwiczeniach. Stanęłam w pierwszym rzędzie i dałam mu znak żeby zaczął. Najłatwiejsze ćwiczenia na początek, a na koniec najtrudniejsze. Nawet nie wiem kiedy to zleciało, a już wszyscy dziękowali prowadzącemu z uśmiechami i wracali do swoich zajęć. Ja zostałam moment żeby odpocząć, a animator widząc to podszedł do mnie i mnie przytulił. Kompletnie zdziwiona stałam tak przez moment, a on zaczął mówić:
-Nie wiem jak to zrobiłaś, ale jeszcze nigdy tyle osób nie uczestniczyło w moich zajęciach. Dziękuję ci bardzo. Wiesz, że prawie wszyscy obiecali, że wrócą?
-Tak, słyszałam. Kilka osób na boku powiedziało mi, że bardzo im się podobało w jaki sposób prowadzisz i jak się ruszasz. Ktoś też powiedział, że widać, że to kochasz, a jak już nabierzesz praktyki, będziesz świetnym animatorem-opowiedziałam mu zgodnie z prawdą. Kiedy chłopak żegnał się ze wszystkimi, kilku polaków podeszło do mnie i podziękowało za ściągnięcie z leżaków i zaproszenie na wspaniale poprowadzone zajęcia. Mnie również powiedzieli, że wrócą. Dla mnie też jest to niemały sukces, bo nie mam żadnego kursu animatora, ani nic takiego. Mam tylko to co zobaczyłam przez tą chwilę co tu jestem oraz to co widziałam będąc dwa lata temu w Turcji. W praktyce wydaje mi się to łatwiejsze niż tak jak na to patrzyłam. Z zamyślenia wyrywa mnie kolejne przytulenie oraz słowa pożegnania. Jeden szeroki uśmiech posłany w jego stronę, a on znika kierując się do swojego pokoju. Nagle zdaję sobie sprawę jak mi gorąco. Ruszam szybko w stronę basenu. Nie mając zamiaru się patyczkować od razu wskakuję do wody i zostaję tam aż do obiadu czyli stosunkowo nie długo.
Obiad również został zorganizowany na zasadzie szwedzkiego stołu. Dania zupełnie inne niż na śniadanie co bardzo mi się spodobało. Nałożyłam sobie trochę makaronu z jakimś sosem, kawałek pizzy, trochę warzyw i oczywiście ciasto, którego na końcu stołówki znajdowało się mnóstwo. Z pełnym już talerzem powędrowałam do tego samego stolika przy którym siedziałam rano. Ku mojej uciesze był pusty, więc usiadłam na jednym z krzeseł i zajęłam się jedzeniem. Wszystko było pyszne tak samo jak podczas śniadania, każda rzecz zrobiona z dużo uwagą pomimo, że to niby taki beznadziejny hotel z tego co czytałam w internecie. Znajdowało się tam wiele uwag, których zupełnie nie podzielam. Ludzie pisali, że mało jedzenia do wyboru, źle przyrządzone, nie dogotowane. Obsługa gburowata i niemiła. Z jednym z czym się mogłam zgodzić, to że pokoje nienajlepsze. Nie jest co prawda aż tak źle jak to ludzie pisali, ale w pewnej części się z nimi zgadzam. Po skończonym posiłku udałam się do pokoju żeby rozpakować resztę rzeczy i ogarnąć trochę hotel.
Jakąś godzinę później moje walizki były puste, a z szafy wysypywały się ubrania. W końcu przyjechałam tu na cały miesiąc! Puste przedmioty odstawiłam pod ścianę i poszłam obejrzeć hotel. Front budynku nie przyciągał, ale też nie odstraszał. Gdybym koło niego przechodziła z myślą o zatrzymaniu się to chyba bym nie wstąpiła. Skręciłam w lewo, w jakąś ścieżkę, która wydaje się prowadzić na około hotelu. Po drugim zakręcie moim oczom ukazuje się hotelowy basen co oznacza, że miałam rację. Z zamiarem poopalania się idę do leżaka, na którym zostawiłam wcześniej mój ręcznik. Kładę się na plecach i po chwili odpływam w sen.


Budzi mnie dotyk czyjejś ręki na policzku i cichy głos. Na początku nic nie rozumiem, bo osoba mówi po angielsku, ale nagle sobie przypominam gdzie jestem i co ostatnie pamiętam. Przerażona otwieram szeroko oczy i napotykam ciemność. W Polsce byłaby to jakaś dwudziesta druga, ale nie wiem jak jest z zachodami słońca tutaj. Gwałtownie siadam na leżaku i tym sposobem uderzam głową w czyjąś inną, a on upada na podłogę. Wstając zauważam kto to jest. Ten animator, z którym dzisiaj zbierałam ludzi na aerobik. Jak on miał na imię? Właśnie, nie wiem jak jak on ma na imię. Miał je napisane na koszulce, ale nie zwróciłam uwagi.
-Hej. Nic ci nie jest?-pytam i podaję mu rękę oferując pomoc podniesienia się. On korzysta i dopiero wtedy odpowiada.
-Nic mi nie jest, chociaż nieźle mi przywaliłaś. Czemu nadal tutaj jesteś?
-Zasnęłam opalając się dopiero ty mnie obudziłeś. Dobrze, że posmarowałam się kremem z filtrem, bo miałabym pewnie poparzoną skórę. Dziękuję, że tu do mnie przyszedłeś i przepraszam za czoło. Na pewno nic ci nie jest? I w ogóle skąd wiedziałeś, ze nadal tu jestem?
Nawet w ciemności dostrzegłam, że jego ciemna skóra też może się rumienić.
-Nie widziałem cię na kolacji, a wcześniej zauważyłem, że śpisz, więc przyszedłem tutaj i cię znalazłem w takim stanie jakim ostatnio widziałem. Jeśli chcesz zjeść kolację to lepiej się rusz, bo masz jakieś-zerknął na zegarek łapiąc snop światła jego tarczą-15 minut do zamknięcia stołówki.
-A... a która jest godzina?
-Zaraz dochodzi 20. Długo spałaś?
-Tylko jakieś...cztery i pół godziny-powiedziałam i posłałam w jego stronę nieśmiały uśmiech-Choć, bo jestem głodna.-dokończyłam i pociągnęłam go za rękę. Chłopak poszedł ze mną i dotrzymał mi towarzystwa podczas jedzonej przeze mnie kolacji. Kiedy skończyłam podziękowałam mu jeszcze raz za obudzenie i poszłam do pokoju żeby się przebrać.
Najpierw wzięłam szybki prysznic, a potem ubrałam krótkie czarne spodenki i biały obcisły top na ramiączkach. Willy, bo tak miał na imię mój bezimienny animator uprzedził mnie, że mam ubrać jakieś ładniejsze ciuchy niż na basen, bo taka jest tutaj tradycja. Nałożyłam delikatny makijaż, zrobiłam cieniutką kreskę złotobrązowym eye-linerem, pomalowałam rzęsy tuszem, a usta czerwoną szminką dla lepszego efektu. Przyjrzawszy się w lustrze uznałam, że tak jest bardziej elegancko niż na basenie i wyszłam. Na tarasie odbywały się właśnie tańce. Animatorzy znajdowali sobie partnera i tańczyli z nim do jednej piosenki jak zdążyłam po chwili zauważyć. Jedna właśnie się skończyła, a animatorzy właśnie szukali świeżych ofiar, więc schowałam się za ścianą przypominając sobie moją ostatnią porażkę z tańcem. Jednak to nie wystarczyło, żeby uratować się przed myśliwymi i już za chwilę Willy stał przed mną uśmiechając się od ucha do ucha.
-Nigdzie z tobą nie idę-powiedziałam znając jego zamiary-Nie umiem tańczyć, więc mnie do tego nie namówisz, nie ma mowy.
-Czy ktoś mówił, że będę cię pytał o zdanie?
I po tych słowach pociągnął mnie ze sobą na sam środek "parkietu". Na początku byłam bardzo speszona tym, że ludzie na nas patrzą, ale po chwili doświadczając umiejętności tanecznych mojego partnera zaczęłam się rozluźniać. Kiedy piosenka się skończyła chciałam uciec, ale chłopak mnie przytrzymał i powiedział:
-Nie uciekaj. Teraz będziemy robić pociąg i wszyscy będą tańczyć. Możesz stanąć z tyłu i podłapać o co w tym chodzi, a za kilka dni będziesz tańczyła na czele. Wiem to-zakończył zdanie, położył moje ręce na swoich ramionach i poszedł w kierunku stolików. W tym szło mu znacznie lepiej niż w zbieraniu ludzi na aerobik co bardzo mnie ucieszyło, pomimo, że nie wiedziałam czy to zasługa dzisiejszego ranka czy to już tak było.
Kiedy nasz pociąg zatoczył pełne koło, a ludzie zaczęli się ustawiać, po raz kolejny dzisiaj posłuchałam rady mądrali i stanęłam na samym końcu. Na początku każdego tańca było trudni załapać kroki, ale już po paru powtórzeniach tańczyłam prawie tak samo dobrze jak reszta osób znajdujących się przede mną. Nie trwało to dłużej niż się spodziewałam, bo około 20 minut. Muzyka ucichła, a każdy poszedł we własnym kierunku. Część skierowała się w tą samą stronę, więc nie czekając na kolejną poradę Willy'ego, powędrowałam za nimi. Już za chwilę znajdowałam się w czymś co wyglądało jak teatr. Była jasno oświetlona scena, na której stały animatorki z dziećmi, a po przeciwnej stronie znajdowały się na niebiesko pomalowane trybuny z budką DJ na szczycie. Weszłam po schodach i usiadłam pod pomieszczeniem nie wiedząc czego się spodziewać i czekałam.
Przez parę kolejnych minut coraz więcej ludzi przybywało na trybuny, a animatorki bawiły się z dziećmi w limbo. Kompletnie już znudzona miałam ochotę wyjść, ale powstrzymałam się jeszcze na chwilę i wtedy zaczęli się schodzić animatorzy. Zobaczyłam zupełnie nieznajome mi twarze pomimo, że jestem tu już cały dzień i w duchu postanowiłam sobie, że jutro im się lepiej przyjrzę, bo w końcu po to tu przyjechałam. Ostatni przeszedł DJ, wpadł do swojej budki i puścił jakąś piosenkę, w której najczęściej używanym sformułowaniem było Amor Por Favor. Na scenę wszedł jakiś mężczyzna koło czterdziestki i zaczął mówić, a mi się od razu w głowie rozjaśniło.
-Witamy państwa na mini disco w amfiteatrze hotelu Carribean World Hammamet Beach.
DJ kontynuował puszczanie piosenek, tym razem dziecinnych, a animatorzy do nich tańczyli, co z resztą naśladowały dzieci. Śmiesznie to wyglądało, jak dorośli ludzie tańczą do takichpiosenek. Starszy animator, mający na imię Fredy znowu zaczął mówić, ale tym razem chodziło o to żebyśmy wstali. Zrobiłam co kazał tak jak większość publiczności, a z głośników poleciały pierwsze dźwięki kaczuszek. Ludzie słysząc to wcale nie usiedli, ogromnie mnie tym zaskakując, tylko zaczęli tańczyć. Idą za przykładem też poruszałam się w rytm muzyki przypominając sobie jak robiłam to na urodzinach mojej młodszej siostry. Po zakończeniu Fredy wszedł na scenę, podziękował wszystkim i poprosił o poczekanie chwilę na następne wydarzenia. Zafascynowana siedziałam i czkekałam, nie pamiętając zęby coś takiego miało miejsce w moim poprzednim hotelu.
Nie dane mi było długo o tym myśleć, bo przebrany-nie wiadomo za co- Willy wbiegł na trybuny i usiadł koło mnie. Zmierzył mnie od stóp do głowy i zaczął mówić:
-Nie wiem czy widziałaś, w stołówce wisiała kartka z tytułem dzisiejszego przedstawienia-odczekał moment, a ja pokręciłam przecząco głową- Tego się właśnie spodziewałem. Dzisiaj mamy naszą specjalność czyli Króla Lwa.
Nie wiedząc o co mu chodzi popatrzyłam na niego pytającym wzrokiem.
-Kobieto, czy ty z buszu jesteś? Rano poradziłaś sobie lepiej niż niejeden doświadczony animator, a teraz nie wiesz o co mi chodzi? Będzie przedstawienie zrobione na podstawie bajki o królu lwie, a my, animatorzy, będziemy w nim grać.
-Tak, tak. Już rozumiem. A ty kogo grasz?
-Ja? Jestem jednym z podwładnych Skazy.
-Czyli jesteś tym złym?
-Czyli jednak coś wiesz, śpiąca królewno?-zaczerwieniłam się na dźwięk dwóch ostatnich wypowiedzianych przez niego słów- Tak tym złym. Oprzyj się i oglądaj, bo właśnie się zaczyna.
No i miał rację. Na scenie znajdowało się już kilka osób, a światła były skierowane na-podejrzewam-Króla Lwa z małym Simbą.
-A ty nie musisz iść?
-Nie teraz. Nie zauważysz nawet kiedy zniknę.
No i ponownie miał rację. Tak się zajęłam oglądaniem przedstawienia niby dla dzieci, że nie zauważyłam jak on już był na scenie razem z innymi. Show zrobione tak fajnie, że nawet się nie obejrzałam, a już wszyscy bili brawo i zaczęli schodzić w dół. Nie szli jednak do pokoju tylko zatrzymywali się przy animatorach i robili sobie z nimi zdjęcia. Pożałowałam w tym momencie, że nie wzięłam z pokoju aparatu. Zeszłam za innymi na dół, a mój przewodnik do mnie podszedł.
-Podobało się?
-Tak, nawet bardzo. Tylko żałuję, że nie wzięłam aparatu.
-A na ile tu przyjechałaś?
-Na razie na miesiąc, ale jak będę chciała to mogę zostać dłużej.
Jego oczy zaświeciły się jak dwa świetiniki, ale po chwili odpowiedział.
-To jeszcze będziesz miała okazję, bo przedstawienia się powtarzają mniej więcej co dwa tygodnie. Poczekasz na mnie jak pójdę się przebrać?
-Jasne. Nie śpiesz się i tak nie wybieram się jeszcze spać po dzisiejszej drzemce.
Uśmiechnął się lekko, sądzę, że na wspomnienie o mojej drzemce i pobiegł. Nie marnowałam czasu na czekanie na niego. Podeszłam do jednego z normalnie ubranych już animatorów i zaczęłam rozmowę.
-Cześć-powiedziałam z uśmiechem na twarzy
-Cześć-odpowiedział i przywołał na twarz wymuszony uśmiech.-Chcesz zrobić zdjęcie?
-Spokojnie. Na razie nie mam zamiaru robić zdjęć i nie musisz też się tak sztucznie uśmiechać. Chcę tylko pogadać.-powiedziałam nieco rozproszona jego niegrzecznym tonem pytania-Długo jesteś animatorem?
-A ile ci się wydaje, że nim jestem?
-Maksymalnie trzeci rok-powiedziałam pewna swojej racji, a on głośno się roześmiał.
-Niestety się pomyliłaś. Pracuję już dziesięć lat.-powiedział z miłym uśmiechem na twarzy, tym razem już nie udawanym.
-Żartujesz, prawda?
-Nie. Zapytaj kogo chcesz. Jestem bliżej trzydziestki niż dwudziestki, a pracuję od kiedy skończyłem 18 lat.
Tym razem ja wybuchłam śmiechem, bo na prawdę wydawało mi się nie możliwe żeby on był ode mnie aż 8 lat starszy. W tym momencie poczułam na ramieniu czyjąś rękę i gwałtownie się odwróciłam. To był Willy. Minę miał jakby mu ktoś krzesło odsunął kiedy siadał. Zaczął coś mówić po arabsku, a za moment zamieniło się to w głośną kłótnię między nim, a nowo poznanym animatorem Pio. Chłopak popchnął Willego, ten się zatoczył, ale nie zbiło go to z pantałyku i już za moment rzucał się na (Pio) z pięściami. W tym momencie nie mogłam nic zrobić. Potrafiłam tylko stać i patrzeć jak dwaj animatorzy okładają się pięściami, nawet nie wiem dla czego. Willy z racji, że muskularniejszy miał przewagę nad tyczkowatym i wiedział jak to wykorzystać. Popchnął Pio tak, że ten upadł i walnął głową w ziemię. Dźwięk jaki temu towarzyszył obudził mnie z transu, a ja zaczęłam krzyczeć:
-Pomocy! Pomocy!
Już po chwili trzech animatorów wybiegło z garderoby i widząc co się dzieje kawałek dalej ruszyli na pomoc. Nie zważając na tłum gapiów przepchnęli się w sam środek plątaniny rąk i nóg. Jeden złapał większego za ramiona, a drugi tyckowatego. Trzeci stanął między nimi i zaczął krzyczeć, również po arabsku. Nie wiedziałam o co chodzi, ale chyba chodziło o mnie, bo co chwilę któryś z nich się na mnie oglądał. Przerwałam ich kłótnię i powiedziałam:
-Macie tu jakiegoś lekarza? Oni obydwaj go potrzebują.
-Będzie dopiero jutro rano.
-Zaprowadźcie ich pod pokój 175, będę tam na was czekać, bo tak się składa, że mogę ich opatrzyć.
Trzej bohaterowie popatrzyli na siebie i zgodnie pokiwali głowami. Odwróciłam się na pięcie i pobiegłam w stronę pokoju. Dobrze, że mama mi wcisnęła mi tą apteczkę do walizki, powiedziała wtedy jeszcze-Nie wiesz kiedy coś może ci się przydać. Nawet nie wiesz jaką miałaś rację mamusiu-pomyślałam stojąc już przed pokojem. Otworzyłam jednym ruchem klucza i wpadłam do pokoju. Wyjęłam z szafy apteczkę, a z niej wodę utlenioną i jałowe gaziki. Zostawiłam no łóżku i podeszłam do drzwi chcąc zobaczyć czy już przyszli. Stanęli akurat pod drzwiami, wpuściłam ich i kazałam jednego zaprowadzić do toalety, a drugiego posadzić na łóżku. Najpierw zajęłam się Pio, wspominając upadek na kafle. Stał przed lustrem ledwo przytomny z zakrwawionym całym tyłem głowy. Wylałam trochę wody utlenionej na gazik i delikatnie przycisnęłam do rany. Chłopak syknął, ale ja nie zwróciłam na to uwagi, odjęłam gazik od głowy i wylałam wodę bezpośrednio na ranę. Pio wciągnął powietrze z głośnym sykiem, ale nic nie powiedział. Delikatnie przyłożyłam kilka gazików i kazałam jego chwilowemu opiekunowi mocno docisnąć, a ja tymczasem przeszłam do jego twarzy. Miał tylko pękniętą wargę, na której krew była już zaschnięta. Jedynie ją wytarłam, dołożyłam gazików na głowie, owinęłam mocno bandażem i kazałam im położyć go spać, a rano zaprowadzić do lekarza. Powiedziałam, że potrzebuje kilku szwów i może mieć wstrząs mózgu. Animator kiwnął nieznacznie głową, po czym wyprowadził powoli swojego kolegę kierując się w stronę drzwi.
Ja natomiast zła na Willego za wszczęcie bójki poszłam się z nim zmierzyć. Wyprosiłam dwóch pozostałych animatorów mówiąc, że sobie poradzę i zaczęłam rozmowę. A tak właściwie to kłótnię.
-Dlaczego się na niego rzuciłeś?-powiedziałam podniesionym z emocji głosem.
-Bo się do ciebie przystawiał-chłopak wyjąkał z trudem, ponieważ również miał pękniętą wargę, ale trochę mocniej niż jego współpracownik.
-Przystawiał się? Do mnie?-zapytałam z niedowierzaniem, a on kiwnął głową-Człowieku czy ty jesteś ślepy? Ja z nim tylko rozmawiałam, bo się nudziłam czekając aż się przebierzesz!
-Nie znasz arabów i nie wiesz do czego są zdolni-syknął zły również na mnie.
-A ty do czego jesteś zdolny? W końcu też chyba jesteś arabem?
-Moi rodzice są pochodzenia arabskiego, urodziłem się tutaj, w Tunezji, ale wychowałem w małym Francuskim mieście. Mam tylko arabską krew, ale mieszkanie przez całe życie w kraju europejskim ukształtowało mnie na zupełnie innego człowieka niż wszystkich tutaj.
-I właśnie mi to udowadniasz wszczynając bójkę pierwszego dnia znajomości?!-krzyknęłam w odpowiedzi, a widząc, że otwiera usta żeby coś odpowiedzieć dodałam- Zamilcz. Ja też mam arabską krew i też mogę ci to zaraz udowodnić, więc lepiej już na prawdę się zamknij.

Widząc zdziwienie na jego twarzy ruszyłam do łazienki po apteczkę. Kiedy wróciłam chłopak leżał na moim łóżku i lekko pochrapywał. Z wrażenia prawie upuściłam to co trzymałam. Zaczęłam się zastanawiać czy to jest możliwe żeby tak szybko zasnąć, ale wyglądał bardzo wiarygodnie, więc nie miałam serca go budzić. Usiadłam ostrożnie koło niego i zaczęłam delikatnie dezynfekować ranę w wardze,a następnie rozcięty łuk brwiowy. Kiedy skończyłam postanowiłam dać mu jeszcze pospać, więc zostawiłam go tak jak leżał, a sama ruszyłam do pokoju jednego z animatorów.
                                                                     *   *   *   *   *
Ten rozdział jest mój z poprawkami Ali tak jak już pisałam. Następny pojawi się w piątek/sobotę. Prosiłabym (chyba za nas obie) o zostawianie komentarzy, bo to ogromnie motywuje. Mam nadzieję, że wam się podobał. See ya!

Info

Siemano. Tu Maddie, współautorka tego bloga. właściwie to pomysłodawczyni i osoba, która doświadczyła na własnej skórze części wydarzeń z opowiadania, które zostanie tu zamieszczone. Razem z Sheeyą będziemy się z wami dzielić opowiadaniem, które nie jest jak przeciętne fanfiction, bo właściwie nim nie jest. W skrócie, pomysł wziął mi się po powrocie z wakacji, które spędziłam w miejscu akcji tego bloga, czyli Tunezji. Wszystkie osoby oprócz głównej bohaterki i jej rodziców są prawdziwe i wzorowane na żywych osobach. Pierwsze rozdziały są mojego autorstwa, ale zawierają poprawki Sheey'i. Zostaniecie poinformowani kiedy akcja będzie tworzona już przez nas obydwie. Sheeya będzie pisała pogrubioną czcionką, natomiast moja będzie zwykła.

Amy Stark - przyszła studentka kulturoznawstwa wyrusza na wymarzone wakacje do Tunezji. Celem jej podróży jest spełnienie marzeń i wdrążenie się w temat, którym będzie się zajmowała przez następne kilka lat. Na miejscu dziewczyna poznaje dwóch arabskich animatorów - Wael'a (Willy) Bamboutcha i Chico Caora. Obaj mężczyźni wydają się być nią zainteresowani, ale czy na pewno ich zamiary są szczere i nie mają w tym żadnego interesu? Czy Amy uda się bez szwanku przeżyć swoje wymarzone wakacje?